piątek, 13 stycznia 2017

Słowicze łkanie [KurooTsukki]

(ta, wiem, tytuł dziadowy, ale nie wiedziałam jak to zatytułować, by nijak nie dać spojlerów)
Napisałam to jakiś czas temu i prawdę mówiąc wahałam się, czy dobrze będzie to dodać, czy może lepiej nie mącić i nie udawać, że staram się wrócić na tego bloga, jednak finalnie - tak jak widzicie - oneshot jest, tak i ja. Nie uważam go za coś wybitnego, ale jako tako mi się podoba, poza tym oh, k o c h a m KurooTsukki. Wiem też, że prawdopodobnie nazwę tego shipu pisze się inaczej, ale jakoś tak przywykłam do tego, poza tym nie widzę problemu, czy to jedna literka w tę, czy we w tę, cri.

Cóż, nie będę dłużej gawędzić, enjoy~!

     ~~~

Pamiętam twoje ostatnie słowa.

„Nie zapomnij o mnie.”

Nie zapomniałem. Nigdy nie zapomnę.

Minęło pięć lat, odkąd nie ma cię na tym świecie, a ja wciąż budzę się rano z myślą, że zastanę cię w salonie, jedzącego podgrzewaną pizzę na śniadanie. Nie ma dnia, bym nie myślał o tobie i o tym, co cię spotkało. To było tak dawno temu, a ja wciąż zadręczam się myślą, że to przeze mnie już nigdy nie ujrzysz zachodu słońca. Że to z mojej nieuwagi już nigdy nie zjesz ze mną naszych ulubionych truskawek w czekoladzie, ani nie obejrzysz ze mną porannych wiadomości.

Wciąż zadręczam się myślą, że gdybym wtedy przybył choć odrobinę wcześniej, może stałbyś teraz przy mnie i pomagał wybrać koszulkę pasującą do moich skarpetek. W końcu zawsze lubiłeś to robić.

Poprawiam okulary, gdy staję przed Twoim grobem. Odnoszę wrażenie, że tylko ja wciąż cię odwiedzam, choć twoi rodzice żyją i trzymają się dobrze. Czyżby im na tobie nie zależało? Nie wiem. Może nie chcą przychodzić nad grób mordercy? Też nie wiem.
Bokuto niedawno do mnie dzwonił. Pytał, co u mnie.  Nie widzieliśmy się od sześciu lat i chociaż nie chciałem o tobie wspominać, on spytał o ciebie. Jak się trzymasz, jak mi się z tobą żyje. Gdy dowiedział się, co cię spotkało, rozpłakał się. Chciał się spotkać. Nie uwierzył, że mógłbyś zabić niewinną osobę, a ona w akcie samoobrony "przez przypadek" również zabiła ciebie. Uznał to za idiotyzm. Podziękowałem mu. Też tak myślę. Byłeś na to zbyt dobry. Wyglądałeś na tego niebezpiecznego, ale znałem cię lepiej, niż ktokolwiek inny. Mógłbyś pobić kogoś złego, mógłbyś uderzyć kogoś niedobrego, ale nie zabiłbyś nikogo niewinnego.

Pochylam się nad twoim grobem i patrzę obojętnym wzrokiem na słowika, który na nim usiadł. Ma nadzwyczaj ciemne pióra, które przypominają mi o tobie. Jego oczy są brązowe niczym dwie kostki czekolady, one również kojarzą mi się z tymi twoimi. Słowik spogląda na mnie i przekręca główkę, jakby mi się przyglądał. Zaskakuje mnie to, ponieważ to do ciebie zawsze lgnęły zwierzęta, nie do mnie.

Słowik siada na mojej dłoni, po czym zaczyna słodko świergotać. Zaraz po nim, z lasu dobiega mnie śpiew innych ptaków. Rozglądam się wkoło, ale nie widzę nikogo poza mną. Ponownie patrzę na słowika, gdy nagle z jednego z oczu spływa łza. Dziwię się niesamowicie, nie sądząc, że wróble potrafią płakać, zaraz potem jednak orientuję się, że to nie łza. Kolejne krople zaczynają spadać na ziemię, niewielką chwilę potem przeradzając się w deszcz, a ten natomiast - w burzę. Z góry słyszę grzmoty, jednak słowik nigdzie nie odlatuje. Przyglądamy się sobie, gdy nagle zdaję sobie sprawę, że jest nieco zakrwawiony. Chcę panikować, jednak ptak nie wykazuje żadnych oznak bólu, czy cierpienia. Przyjrzawszy się bliżej jego opierzeniu, dostrzegam kawałek metalu. Ma nabój w sobie. Dlaczego?

Czy to ty, Kuroo? Przez cały ten czas cię odwiedzałem, więc teraz ty postanowiłeś odwiedzić mnie? Albo po prostu oszalałem. Nie kontroluję tego. Po prostu przez te wszystkie myśli łzy zebrały mi się w oczach, a teraz spływają po moich policzkach, mieszając się z deszczem. Słowik zauważa to, a cały śpiew cichnie. Nie potrafię racjonalnie myśleć. Obejmuję ptaka dwiema rękami, pochylając się nad nim. Łkam bezradnie, patrząc wprost w jego oczy, kiedy on patrzy w te moje. Uspokaja mnie to, a zarazem boli. Dlaczego to robisz? Jeśli to naprawdę ty, dlaczego doprowadzasz mnie do stanu sprzed pięciu lat?  Czy to był twój cel? Przywrócić we mnie emocje poprzez płacz?

Jeśli tak, dziękuję ci.

Płaczę pierwszy raz od pięciu lat. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz to robiłem. Kiedy dowiedziałem się o twojej śmierci, po prostu coś we mnie pękło. Nie potrafiłem już się uśmiechać, nie potrafiłem płakać, śmiać się, gniewać. Wszystko po prostu było szare i nużące. Po co mi płacz, skoro on mi cię nie przywróci. Po co mi radość, skoro nie mogę jej dzielić z tobą. Po co mi gniew, skoro nie pozwoli mi on przyjść do ciebie. Po co mi to wszystko, skoro ciebie i tak nie ma.

Tak cały ten czas myślałem.

A teraz, kiedy łzy i deszcz sprawiają, że wszystko jest zamazane, widzę cię. Ptak zleciał z moich dłoni i zniknął tuż za tobą, jakby nigdy nie istniał. Ty natomiast siedzisz na swoim własnym grobie i próbujesz zapalić papierosa. „Głupek” śmieję się przez łzy. „Nie uda ci się zapalić papierosa w taki deszcz” mówię, a ty patrzysz na mnie zaskoczony, po czym chowasz wszystko do kieszeni swojej czarnej kurtki, tej, którą mam na sobie. Z szokiem podchodzisz do mnie i pytasz, czy cię widzę. Kiwam twierdząco głową, a ty uśmiechasz się. Widząc twój uśmiech pierwszy raz od pięciu lat, również się uśmiecham, nie mogą napatrzeć się na twoją twarz. Pytam, co ci się stało, a ty po prostu przyciągasz mnie do czułego uścisku. Dlaczego jesteś ciepły? Przecież jesteś martwy. Pytam cię o to, jednak ty patrzysz na mnie zdziwiony i mówisz, że żyjesz. Nie rozumiem cię. Spoglądasz na mnie swoimi pięknymi oczami, a chwilę potem z troską i wyraźną prośbą dodajesz, że czas się obudzić. Obudzić się? Wciąż nie wiem, o czym do mnie mówisz, jednak nie zdążam o to zapytać, bo cały obraz się zamazuje. Niedługo potem widzę tylko ciemność, która mnie otacza. Zdaję sobie sprawę z tego, że mam zamknięte oczy, jednak wielką trudność sprawia mi podniesienie ich. Postanawiam chwilę odczekać, póki reszta zmysłów do mnie nie wróci. Mija chwila, zaczynam czuć. Leżę. Zaraz potem zdaję sobie sprawę z tego, że pomieszczenie, w którym się znajduję pachnie lekami. Jestem w szpitalu? Zemdlałem? Nie mija minuta, kiedy zaczynam słyszeć. Ktoś płacze nade mną. Jedna osoba. Ktoś inny wymienia jakieś dziwne nazwy i cyfry. To moje wyniki? „Tak się cieszę…” słyszę tuż nad sobą, a chwilę potem czuję, jak ktoś obejmuje moją dłoń. Ściska ją, a ja z wielkim trudem odwzajemniam słabo gest. Zaraz po tym słyszę donośne łkanie. Martwię się, usłyszawszy znajomy głos. To ty. Z całych sił się staram i w końcu mi się udaje. Otwieram oczy i widzę ciebie. Jesteś cały zapłakany i patrzysz na mnie w szoku. Zaraz potem rzucasz mi się na szyję, a ja łapię szybko powietrze, będąc mocno  zaskoczonym. Obejmuję cię delikatnie, a ty płaczesz w moje ramię. „Nigdy więcej mnie nie zostawiaj, błagam” prosisz, a ja pytam, co się stało. „Miałeś wypadek, pięć lat byłeś w śpiączce” tłumaczy krótko lekarz, a ja zastygam. Przez pięć lat? To by znaczyło, że wszystko, co działo się w moim życiu przez pięć lat było tylko w mojej głowie. Umarłeś tylko w mojej głowie. Nie było cię przez pięć lat tylko w mojej głowie. Tak naprawdę, to ja prawie umarłem. Tak naprawdę, to mnie nie było przez pięć lat. Przepraszam cię, a ty każesz mi nic nie mówić, po prostu wtulasz się w moje wychudzone ciało, a ja uśmiecham się, widząc rozczulony wzrok kobiety stojącej nieopodal mojego łóżka szpitalnego.


I po prostu czuję, że teraz już wszystko będzie dobrze.

sobota, 28 maja 2016

Rozdział 5 - "Nienawiść to pierwszy krok do Miłości"

UWAGA
może być trochę krótko :\


----------------------------------------------------------------------------------------------

- Skoro aż tak bardzo cię to nie bolało, to po cholerę ja cię niosłem całą drogę na rękach?! - zbulwersował się Shizuo, w rzeczywistości jednak nie będąc jakoś szczególnie złym na Oriharę za tę "przysługę".

- Też mnie to zastanawia, Shizu-Chan. - przyznał Izaya, kiwając w zrozumieniu głową - Pamiętaj, że to ty mnie wziąłeś na ręce, ja cię o to nie prosiłem~ - wytłumaczył, następnie uśmiechając się charakterystycznie dla niego. Na ten gest Heiwajima mimowolnie westchnął, wzruszając ramionami. Nie miał ochoty prowadzić dalszej konwersacji z brunetem, ponieważ wiedział, że jedyną mogącą z tego wyniknąć rzeczą była kłótnia i kolejna gra "w berka" - jak to lubił mawiać Orihara - po mieście. Mimo wszystko blondyn był osobą całkiem inteligentną i wiedział, że jeśli zacznie ganiać tu za Kleszczem, co najwyżej się zgubi. W końcu nie znał Shinjuku tak dobrze jak Ikebukuro.

Idąc w milczeniu, które widocznie zaczęło męczyć bruneta, ów ciemnowłosy chłopak zaczął nucić tylko mu znaną melodię, stawiając duże kroki w rytm utworu. Nie umknęło to uwadze Heiwajimy, który z nudów zaczął naśladować styl chodzenia Orihary i choć wcześniej postanowił, że będzie uważał na drogę, starając się jakkolwiek poznać tą dzielnicę, w tym momencie kompletnie o tym zapomniał. Chociaż może "zapomnienie" było złym określeniem. Było to już prędzej lenistwo lub nieokreślona siła odciągająca go od tego, co aktualnie ma robić (Shizuo postanowił trzymać się drugiej wersji, ponieważ już wiele razy tak się zdarzało i zdążył przekonać się, że ta niewidzialna siła n a p r a w d ę musi istnieć).

Pomimo dosyć wczesnej godziny, lampy uliczne powoli zaczęły bić światłem, rozjaśniając coraz to ciemniejące ulice. Wiele osób twierdzi, iż szybko ściemniające się niebo to jeden z wielu minusów miesiąca, jakim jest listopad, jednak Izaya nigdy nie potrafił ich zrozumieć. Osobiście uważał listopad - jak i całą jesień oraz zimę za idealny. Mógł nosić swoją kurtkę bez obaw o zbyt wysoką temperaturę, jednak to był tylko jeden z wielu powodów. Gdy wszystko stawało w ponurej, deszczowej atmosferze, ludzie zachowywali się inaczej. Ogrom melancholii panującej na ulicach był fascynujący. Wspaniały przykład na to, jak z pozoru nieistotne czynniki potrafią wpłynąć na ludzkie samopoczucie. Czasem potrzeba wielkiej ulewy, burzy lub gradu, aby kogoś zdołować, a czasem wystarczy podmuch wiatru, a człowiek już zrzędzi pod nosem o beznadziejności jego istnienia.

- Hej, Shizu-Chan, mam pytanie - zaczął Orihara, skupiając na sobie wzrok blondyna. - Co ty tak właściwie myślisz o ludziach? No bo wiesz, tak naprawdę to albo na nich krzyczysz, albo nimi rzucasz. Jest coś innego, co może cię w nich hmm... no nie wiem, intrygować? - Shizuo nie mógł powiedzieć, że nie poczuł zdziwienia. Był tak zaskoczony nagłym pytaniem Izayi, że aż nieświadomie stanął w miejscu. Kleszcz również się zatrzymał, spoglądając z zaciekawieniem na Heiwajimę, ten jednak zwyczajnie westchnął i już chwilę potem ruszył dalej przed siebie, na oko w kierunku domu Orihary, ponieważ tylko z tego konkretnego punktu Shinjuku potrafił wrócić samemu do Ikebukuro. Przykre, lecz prawdziwe. Prócz tego wciąż zastanawiał się nad pytaniem zadanym przez bruneta. Co Shizuo myślał o ludziach?

- Co myślę o ludziach... Cóż, są ludźmi. - Heiwajima rozpoczął swoją wypowiedź, wprawiając Oriharę w stan lekkiego rozbawienia. - Przede wszystkim, to nie rozumiem tego twojego całego fenomenu miłości do ludzkości. To tylko zwykłe jednostki, wspólnie tworzące sens tego świata. Tak samo jest z mrówkami - w tym momencie to, co mówił Shizuo zaczęło nabierać jakiegoś sensu z Izayi. Zaintrygował go sposób myślenia blondyna i raczej nie miał zamiaru tego ukrywać. Szedł przed siebie, z głową skierowaną w stronę blondwłosego wroga i słuchał, co miał jeszcze do powiedzenia. - Jedna, mała mrówka nikogo nie obchodzi. Ale kiedy znajdziesz ich całą chmarę, wyglądają całkiem groźnie i faktycznie wydaje ci się, że ich istnienie ma jakiś sens, że naprawdę mogą coś zdziałać. Tak samo - Shizuo przerwał na moment, zwolnił kroku i obejrzał się wokół, marszcząc przy tym brwi, jakby w obawie - jest z ludźmi...

Izaya po prostu przyznał mu rację, rozumiejąc również co oznaczał gest wykonany przez Heiwajimę. On sam już dłuższą chwilę temu wyczuł, że są przez kogoś obserwowani i oczywiście - miał kilka podejrzeń, jednak w ostatnim czasie tyle się działo, że obserwatorem mógł być ktokolwiek. Poza tym jeśli coś więcej będzie miało się wydarzyć, tak czy siak się wreszcie wydarzy i nie ma sensu w tym momencie martwić się, że jakiś twój wróg, którego nie lubisz widział cię z twoim innym wrogiem, którego zaczynasz lubić aż za bardzo. Przyzwyczajając się więc do uczucia bycia podglądanym, Izaya postanowił wyjąć z kieszeni kurtki swój telefon i poinformować Shiki'ego o tym, co się dzieje oraz o ludziach, którzy napadli go wcześniej w mieszkaniu. Nie sądził, by pierwsza sprawa miała jakikolwiek związek Awakusu, jednak wolał poinformować Hayurę o obserwatorze, tak na wszelki wypadek. Wysławszy wiadomość, zablokował telefon i schował go z powrotem do kieszeni. Westchnął, podniósł wzrok i wbił go w drogę, którą miał przed sobą. I on naprawdę starał się nie spoglądać na Shizuo. To nie jego wina, że gałki oczne same kierowały jego spojrzenie na wysokiego blondyna, aktualnie zapalającego papierosa. Pełne usta wykrzywione w łagodnym uśmiechu, gdy wydmuchuje niewielki obłoczek dymu. Głębokie, piwne oczy wpatrzone w niemal bezchmurne, ciemne niebo. Smukłe, długie palce, a między nimi trucizna, którą Shizuo tak kocha.

Jego Shizuo nigdy tak nie pokocha. 

- Kleszczu - Heiwajima pstryknął palcami tuż przed oczami Orihary. - Halo, Ziemia do Izayi.

- Co?

- Jajco - powaga, z jaką powiedział to Shizuo sprawiła, że na usta Izayi wpełzł niewielki uśmiech, a on sam po raz kolejny utwierdził się w przekonaniu, że Heiwajima jest jedną z najdziecinniejszych osób, jakie zna. - Jesteśmy na miejscu, Kleszczu. Znaczy się, ty jesteś - faktycznie, tak jak mówił Shizuo, byli już pod wieżowcem, w którym mieszkał Izaya. Orihara jednak musiał dokładnie przyjrzeć się budynkowi, ponieważ naprawdę trudno mu było uwierzyć, że prawie jedną trzecią drogi spędził na rozmyślaniu o swoim wrogu, w dodatku w sposób, w jaki nie powinien o nim rozmyślać.

- Tak, rzeczywiście - mruknął pod nosem brunet, zdając sobie sprawę, że to jest ten moment, w którym musi powiedzieć "do widzenia" Heiwajimie. Jeszcze bardziej przybił go fakt, że powinien się cieszyć, nie smucić. W końcu żegna się z wrogiem, z osobą, którą nienawidzi całym swoim zimnym jak lód sercem.

- Może zajdziesz na kawę? - Brak odpowiedzi. Czemu? To proste.

Shizuo był już dwadzieścia metrów od niego, z każdym kolejnym krokiem oddalając się coraz bardziej i bardziej. Izaya westchnął smętnie, zdając sobie sprawę z głupoty swojego dzisiejszego zachowania i rozkojarzenia, jakie nim zawładnęło, a ból w czaszce spowodowany stresem i wciąż jeszcze malejącym kacem tylko spotęgował melancholię, w jaką zaczął popadać. Leniwym krokiem przeszedł przez drzwi frontowe, potem przez te od windy, po czym nacisnął odpowiedni guzik i oparł się o jedną ze ścian windy. Kiedy ta pozwoliła mu wyjść na odpowiednie piętro, niechlujnie odepchnął się od podpory i wszedł do swojego mieszkania. Na szczęście nie przywitał go nikt nieproszony, co znaczyło, że Shiki był u niego i razem z innymi zgarnął ludzi z Sanari. Cóż, Izaya będzie musiał mu potem podziękować.

- Potem - mruknął brunet, wyjmując z wysokiej szafy swój ulubiony koc. Chwilę potem leżał już zwinięty w kulkę na kanapie, oglądając wieczorne wiadomości. Nawet nie zauważył, kiedy zegar wybił dziewiętnastą trzydzieści.

----------------------------------------------------------------------------------------------



Naprawdę nie pamiętam, ile to już będzie. 10 miesięcy chyba, nie? Cóż, w każdym razie...

Witam (:

niedziela, 31 stycznia 2016

whoa Whoa wHOA WHOA

whoa Whoa wHOA WHOA ktoś tu jeszcze wchodzi D:

Na początek chciałabym z całego serca przeprosić za półroczną nieobecność wszystkich, którzy czytali moje wypociny. Wciąż się nie przyzwyczaiłam do publikowania opowiadań, nawet po takim czasie, to wciąż jest dziwne uhh

Jeśli chodzi o usprawiedliwienie, to przepraszam, nie mam. Mama usprawiedliwi na wywiadówce, dobrze proszę pani? Really, nie mam pojęcia czemu przestałam tu pisać. Możliwe, że to przez brak konkretnych planów wobec tego opowiadania, albo dlatego, że już nie siedzę w całym "fandomie" A&M i nie jara mnie już shippowanie ulubionych postaci KnB (UPDATE: Nie, TO jednak wciąż mnie jara, hihi). Powód zostawiam do wymyślenia wam, ok?

I tu pojawia się pytanie do was - kontynuować pisanie tutaj? Jeśli nie, to nie. Wciąż będę mogła pisać tylko dla siebie, zwyczajnie wszystko zostawiając zapisane w wordzie :v Ale jeśli chcecie wciąż czytać moje wypociny o Shizuo i Izayi, będzie mi bardzo miło ♥

Lol, podzieliłam posta na... 5 części i w każdej pierdzielę o czym innym. Ach, o czym to ja? A tak, komentarze XD Potrzebuję waszej opinii na ten temat, well... czekam ziemniaczki!

Wasza Murasaki xx

piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 4 - "Nienawiść to pierwszy krok do Miłości"

W mieszkaniu nastała cisza, coraz to przerywana odgłosem kroków. Shizuo całkiem spokojny podszedł do leżącego na ziemi mężczyzny. Spojrzał na niego z góry, prosto w jego szeroko otwarte oczy. Jego wzrok wyrażał wyraźną rządzę mordu.

- N..No dalej, wykończ mnie! C-Celowo trafiłeś w ramię... - Urywany, wyraźnie przerażony głos kruczowłosej postaci rozszedł się echem po mieszkaniu. Ubrany na biało mężczyzna patrzył na Heiwajimę, czekając na jego reakcję. Gdy jednak jej nie otrzymał, postanowił kontynuować. - Z resztą, zawsze taki byłeś.. Boisz się zabi-

- SŁUCHAJ NO. - Ryknął nagle Shizuo, teraz wyraźnie pokazując swoje emocje. - Nie toleruję osób, które próbują zabić Izayę. Rozumiesz? TYLKO JA MAM PRAWO POZBAWIĆ TEGO PASOŻYTA ŻYCIA. - Zachowanie blondyna było co najmniej dziwne. Pomijając nagłe, chwilowe zmiany zachowania, Heiwajima nigdy nie był wobec innych tak... szczery. Chociaż? Czy naprawdę tak bardzo pragnął śmierci Orihary? Oraz - czy on w ogóle jej chciał?

Blondyn zabrał przeciwnikowi pistolet, który następnie wraz ze swoim, rzucił na niewielką plamę krwi, którą była ubrudzona kanapa. Następnie, jakby nigdy nic, kopnął z dzioba w szczękę leżącego mężczyzny, powodując tym samym jego utratę przytomności.

Shizuo westchnął. Dosyć zmęczone spojrzenie skierował na Izayę, koło którego chwilę później usiadł.

- W co trafił?

- Dzięki, dopiero teraz zauważyłeś, że żyję? - Powiedział ironicznie brunet, a na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. Chwilę później został jednak zastąpiony skrzywieniem, jakie wywołał narastający ból. - W dłoń.

- Jak? Celował w głowę.

- Podniosłem ręce, gdy strzeliłeś, okej? Najwyraźniej zasłoniłem głowę dłonią. - Oznajmił nieco rozkojarzony Orihara, pokazując blondynowi zakrwawioną rękę. - Zabierz mnie do szpitala, zanim się wykrwawię.

- Do szpitala? Nie lepiej do Shinry?

- Nie. Potrzebuję kontaktu z ludźmi, żeby się nie zanudzić na śmierć. - Izaya prychnął, otwarcie wyśmiewając Shizuo. Jednak nie ma co się dziwić. Orihara kocha ludzi, a ostatnimi czasy zadaje się tylko z Dullahanem, szalonym doktorkiem i Bestią. Pomijając Namie i paczkę Kadoty, ostatni bezpośredni kontakt z ludźmi miał około tydzień temu, kiedy to przekonywał jakąś blondwłosą nastolatkę, że tylko on ją rozumie i radzi jej popełnić samobójstwo. W końcu trafiła do szpitala, nawet mówili o niej w wiadomościach... Ale przeżyła. I to irytowało Izayę najbardziej. Niedoszli samobójcy są jeszcze gorsi od tych, którym się udało. Żałośni, bojący się życia równie mocno, co i śmierci. Nie wiedzą co ze sobą zrobić, chcąc się zabić nie wychodzi im to, bo się wahają. Boją się zostawić wszystko i zniknąć, boją się zranić bliskich, a najbardziej boją się własnego bólu. Kiedy już coś zrobią to myślą, że się udało, podczas gdy lądują w szpitalu na sali operacyjnej, mają całe ciało w szwach, przechodzą długą rehabilitację, a później nie ponawiają próby, bo wiedzą co się z tym wiąże i się boją. Wybierają żałosne życie tchórza, niż bycie wspomnieniem człowieka, który niegdyś był dobry i.. słaby. Ale przecież słabości nie trzeba się wstydzić, to tylko jedna z wielu typowo ludzkich emocji. Jedna z emocji, której Izaya nie wstydził się pokazywać przed innymi, jak można by pomyśleć. On po prostu nie mógł tego zrobić. Pokazałby swój słaby punkt, któryś z jego wrogów w niego uderzy.. i po Izayi. Cóż, mimo wszystko on też był tylko człowiekiem. Oczywiście nie był tacy, jak inni. On był informatorem. Myślicielem, który codziennie układa scenariusze mnóstwa osób. Najdziwniejsze było zawsze to, że te scenariusze na ogół się sprawdzały.
"Mikado po kłótni z Kidą pójdzie do Sonohary, pogadać z nią o tym. Ona go pocieszy, powie, że to nie jego wina, choć jest świadoma tego, iż to po stronie Ryuugamine leży wina. Na koniec poprosi, aby ten pogodził się z blondynem, a Mikado się zgodzi. Jeszcze tego wieczoru, dwójka kolegów wraz z przyjaciółką będą zajadali się smacznymi onigiri w Rosyjskim Sushi."
Było jednak też wiele sytuacji, w których przewidywania Orihary nie sprawdzały się po części lub też wcale. To też dawało mu radochę. Że istnieją ludzie, których działań nie potrafi dokładnie przewidzieć, że na pewno zrobią coś, czym zaskoczą Izayę.

A doskonałym przykładem jest Shizuo, który właśnie to zrobił. Po raz kolejny.

Heiwajima wziął bruneta na ręce, jakby był księżniczką i zaniósł pod wieszak z kurtką Orihary. Dłonią podtrzymującą nogi chłopaka podniósł futrzaną kapotkę i przykrył nią kleszcza, używając jej jako okrycia, a także chowając pod nią krwawiącą dłoń chłopaka. Następnie, jakby nigdy nic wyszedł z mieszkania, wchodząc do windy. Gdy wcisnął guzik z cyfrą 0, zapadła cisza. Nie była ona jakoś specjalnie niezręczna, po prostu Shizuo irytowało nie odzywanie się Izayi. Od wzięcia na ręce, pierwszy raz spojrzał na jego twarz i nie mógł powiedzieć, że nie był zdziwiony. Mina Orihary nie wyrażała ani zdezorientowania, ani zaskoczenia, ani nawet kpiny. Przymknięte powieki sprawiały wrażenie, jakby Izaya miał za chwilę stracić przytomność, jednak delikatnie zaróżowione policzki i uchylone usta utwierdzały Shizuo w przekonaniu, że to nie to. Heiwajima zaczął się zastanawiać, co wprawiło bruneta w taki stan, gdy nagle rozległo się głośne "ping~", a winda się otworzyła, ukazując dwójce wrogów otwarte na oścież duże, szklane drzwi wejściowe. Blondyn westchnął, idąc prosto przed siebie. Gdy znalazł się na chodniku, rozejrzał się wokoło. Bywał już w Shinjuku, jednak wciąż nie za bardzo kojarzył gdzie co jest. Spojrzenie skierował na Izayę, który od razu zrozumiał, o co chodzi.

- Idź w prawo. - Shizuo robił, co mówił brunet - Przy drugim zakręcie skręć w prawo, później prosto, aż dojdziesz do komisariatu policji. Tam skręcasz w lewo i na końcu ulicy jest szpital. - Wytłumaczył, na koniec uśmiechając się delikatnie, widząc zmieszanie Heiwajimy. Najwyraźniej próbował zapamiętać to, co mówił Orihara, ale coś mu nie wyszło. - Jesteś słodki, wiesz Shizu-Chan? - Powiedział spokojnie, na co Shizuo otworzył szeroko oczy. Dalej szedł wolnym krokiem przed siebie, nie licząc, przy którym był zakręcie. W pewnym momencie się zatrzymał, jakby chciał coś powiedzieć. Otworzył usta, jednak na powrót szybko je zamknął i szybkim krokiem ruszył dalej, po chwili skręcając w prawo.

- ... Jesteś głupi. - Mruknął po pewnym czasie niechętnie, co wywołało u Izayi cichy chichot. Dalej się już do siebie nie odzywali.

Heiwajima szedł nieco wolniejszym już krokiem przed siebie, rozglądając się co jakiś czas za budynkiem komisariatu policji. Skorzystał też z okazji i rozejrzał się trochę po Shinjuku. Ulica, którą teraz szedł miała mniej ludzi, niż reszta. Nie oznaczało to jednak, że nie było tu w ogóle ludzi. Pojedyncze spojrzenia kierowane na dwójkę wrogów nieco irytowały blondyna, jednak pocieszał się faktem, że cała ulica była naprawdę ładnie zbudowana. Kolorowe budynki miały nieco wyblakłe odcienie błękitu, żółci, zieleni i czerwieni. Jedynie kawiarnia z szyldem "Maid Café" wyróżniała się swoją ciemnobeżową barwą i różnokolorowymi kwiatami zasadzonymi w bordowych doniczkach. Shizuo uśmiechnął się delikatnie, widząc starszą babcię podlewającą rosnące roślinki. Po chwili jednak zrzedła mu mina. Babcia okazała się być dziadkiem i wcale nie podlewał kwiatów wodą. On się odlewał...

- Shizu-Chan, skręć w lewo. - Przypomniał blondynowi Izaya, palcem wskazując na komisariat.

- Ach, tak... - Heiwajima poszedł w odpowiednim kierunku, z oddali dostrzegając szpital.

----------------------------------------------------------------------------------------------

- Rozumiem. Dziękuję doktorze... Tak, wiem, będę uważał. - Izaya wstał, przeciągając się leniwie. Następnie pożegnał się z doktorem i wyszedł z gabinetu. Rozejrzał się wokoło, szukając blond czupryny, jednak nie widząc jej - najzwyczajniej w świecie wziął kurtkę i wyszedł z budynku. Wiedział, że zastanie przed nim Heiwajimę i tak właśnie się stało. Shizuo stał, opierając się o wielki, biały filar i palił papierosa. Orihara nie podszedł blisko blondyna. Obszedł go, z nieco dalszej odległości patrząc na jego twarz.

Izaya uważał, że Shizu-Chan jest bardzo ładny. Tak po prostu. Chociaż... Czy uważanie, że twój wróg jest ładny jest normalne? Z resztą nie tylko to. Dłonie, głos, uśmiech, to wszystko było dla Orihary piękne. Nie uważał jednak, że jest zakochany w Shizuo, skądże. Przecież brunet nikogo nie kocha. Nigdy nikogo nie kochał. Nie zna tego uczucia i nigdy go nie pozna, w końcu to Izaya - największy dupek i kleszcz, jakiego świat zna.

Jednak czy to przeszkadza w czymś, aby kochać?

----------------------------------------------------------------------------------------------

Hejka naklejka X'DD Tak, Murasaki JEDNAK JESZCZE ŻYJE. Sry, nie zdycham tak łatwo :\ Miałam niestety kilka problemów:

- kłótnie
- zły humor
- życie nie-nołlajfowe (o zgrozo, nigdy więcej D;)
- czucie się jak gówno, bo Axl Rose to tępy chu- MA TRUDNY CHARAKTER (>:'C)
- leń, bo wakacje
- kisiel truskawkowyy

Tak więc, jak widzicie, miałam naprawdę ciężko :I Dlatego zapowiadane "kilka dni" zmieniło się w "kilka tygodni".

Jeśli chodzi o rozdział - dosyć spokojnie. Później mam nadzieję, że akcja się rozkręci i w końcu nauczę się opisywać :v No i standardowo zapraszam do komentowania, hejtowania rozdziału i mojego nieróbstwa ♥

kckc~

czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział 3 - "Nienawiść to pierwszy krok do Miłości"

Shizuo szwendał się po mieście bez celu, chcąc po prostu jakoś zabić czas. Nie miał jakiegoś szczególnego pomysłu, gdzie mógłby pójść lub też co mógły robić. Była sobota, więc nie pracował, a do Shinry raczej nie zajdzie - w końcu piętnaście minut temu opuścił ich mieszkanie. To byłoby idiotyczne, gdyby znów się do nich wprosił.

Heiwajima szedł wąską ulicą zapełnioną ludźmi, spokojnie idąc "z prądem". Nie zwracał zbytnio uwagi, dokąd idzie, był pogrążony w myślach. Swoich własnych, Shizusiowych myślach (musiałam ♥ dop.aut.). Najpierw myślał, co powinien zjeść na obiad, w końcu dochodziła już piętnasta. Potem wpadł na pomysł, żeby kupić sobie parę normalnych ubrań i przejść się w nich po mieście, jakby był zwykłym człowiekiem. Tak spodobał mu się ten pomysł, że aż zapisał sobie w notatniku na telefonie "kupić normalne ciuchy". W końcu jego myśli przeniosły się na pewnego znienawidzonego osobnika, czasem nazywanego dupkiem lub też wszą. Blondynowi przypomniał się widok, jaki miał przed sobą tuż po otwartym "odrzuceniu" Orihary podczas gry w butelkę. Choć widział go tylko przez kilka sekund, w pamięć zapadł mu ten zmieszany i nieco zawiedziony wyraz twarzy bruneta. Właśnie, dlaczego taki był? Powinien się cieszyć, że nie musiał całować swojego największego wroga, więc czemu jego blada twarz wyrażała zawiedzenie?

Blondyn zastanawiał się nad tym jeszcze przez pewien czas, rozważając różne opcje "dlaczego", dopóki nie zorientował się, że nie jest już w Ikebukuro. Zaskoczony rozejrzał się trochę, aż nie zobaczył niewielkiego kiosku, w którym kiedyś często kupował papierosy. Shinjuku. Doprawdy, cóż za zbieg okoliczności. Myśląc o mężczyźnie z Shinjuku, trafiasz właśnie tam. W dodatku tuż pod jego biuro.

Brązowooki mężczyzna zmarszczył brwi, przez okno położone wiele pięter wyżej dostrzegając postać o dosyć skromnej budowie ciała. To on. Na pewno. Rozpoznał go po uśmiechu. Shizuo zacisnął zęby, co to by nie ryknąć na całe Shinjuku. W końcu ludzie stąd nie są raczej przyzwyczajeni do tego typu przedstawień.

Postać ubrana w czarną, luźną bluzkę pomachała radośnie blondwłosemu mężczyźnie, doprowadzając go tym samym na skraj cierpliwości. Po chwili Heiwajima gdzieś poszedł, a po mieszkaniu Orihary rozległ się dźwięk domofonu. Zadowolony chłopak wziął słuchawkę i przyłożył ją sobie do ucha.

- Złaź tu. - Gdy to usłyszał, na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.

- Hmm? A co mi to da? Nie chcę, żebyś mnie pobił, podczas gdy ja nie będę miał gdzie uciec~ Shizu-Chan, to byłoby niesprawiedliwe~ - Zaśmiał się cicho, słysząc dzikie warknięcie Heiwajimy. - Mm, Shizu-Chan, zachowujesz się jak bestia~ Ah, no tak, ty przecież jesteś bestią~!  - Śmiech Izayi rozszedł się echem po mieszkaniu. Najwyraźniej czymś zaciekawiony wyjrzał przez okno, w następnej chwili poważniejąc. - Ale wiesz... O ile nie rozwalisz mi mieszkania, mogę cię wpuścić do siebie.

Orihara nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo zaskoczył tym swojego rozmówcę. Tak po prostu chciał wpuścić tą "bestię" do swojego domu? Mina Shizuo mówiła sama za siebie - był zszokowany. Chwilę zajęło mu zrozumienie zaistniałej sytuacji, a potem jeszcze moment musiał się zastanowić, co zrobić. Wejść, czy nie wejść...

- Nie ufam ci, kleszczu. - Oznajmił w końcu, wywołując tym samym u bruneta delikatny uśmiech.

----------------------------------------------------------------------------------------------

- Rozgość się. - Powiedział dumnie kleszcz, rozsiadając się wygodnie na czarnej rogówce. Kątem oka zerknął na ostrożnie siadającego obok blondyna. Ten również na niego spojrzał, drapiąc się po karku.

- Dobra, a teraz gadaj. Po coś mnie tu zwabił? - Zapytał Heiwajima, wzdychając cicho. Czuł się tu nieswojo. Może niekoniecznie źle, ale inaczej.
- Cóż... Skoro jesteś mi potrzebny, to chyba powinieneś wiedzieć. - Orihara westchnął ciężko. Widocznie cała sprawa nie była taka zabawna, jakby się można było po nim spodziewać. - Przed zobaczeniem ciebie na dole, obserwowałem pewne auto, najwyraźniej należące do jednego z gangów, z którym mam.. hehe, małe problemy~ - Brunet podrapał się nerwowo po karku, najwyraźniej chcąc jakoś złagodzić napiętą atmosferę.

- No.. i co mi do tego?

- Otóż mój drogi Shizusiu to, że prawdopodobnie ludzie z gangu.. Sanari, o ile dobrze pamiętam, będą chcieli się tu włamać i mnie zabić. Jeśli ze mną zostaniesz, obronisz mnie przed nimi~ - Mimo wyjaśnień, Heiwajima wciąż nie do końca wszystko rozumiał.

- Mam jeszcze jedno pytanie. Po cholerę mam cię bronić? Przecież sam potrafisz to zrobić. - Na to pytanie Izaya zaśmiał się po to, by następnie znów spoważnieć.

- Będzie ich około dziesięciu, nie poradziłbym sobie sam. A ty, Shizu-Chan, jesteś silniejszy ode mnie. Jestem pewny, że tobie się to uda. Dodatkowo będziesz miał okazję poczuć się jak książę, wybawiający z opresji swoją księżniczkę. Wyobraź to sobie~! - W tym momencie Orihara rzucił się w ramiona blondyna, z miną, jakby naprawdę był księżniczką. I to taką, która za chwilę się rozpłacze. - Och, Shizuo-Sama~! Tasukete kure, onegai~

W tym momencie żyłka na czole Shizuo niebezpiecznie zapulsowała. Miał świadomość, że kleszcz coś kombinował, jednak coś mu podpowiadało, że mimo wszystko powinien z nim zostać. W końcu co mu szkodzi sprać kilku kolesi?

Po mieszkaniu rozległ się dźwięk wyważanych drzwi, a spojrzenia dwójki chłopaków zostały skierowane na grupkę tęgich mężczyzn ubranych w białe stroje. Blondwłosy "rycerz" westchnął smętnie, ponieważ gadanina Izayi jednak okazała się prawdą.

Ludzie z Sanari, wyraźnie zdziwieni widokiem Orihary leżącego w ramionach swego największego wroga patrzyli się na dwójkę mężczyzn z wytrzeszczonymi oczami. Shizuo nie mógł ukryć, że go to nie wkurzało. Zepchnął z siebie bruneta, wstał z kanapy i przywalił lewego sierpowego najbardziej wysuniętemu do niego facetowi. Izaya parsknął śmiechem. Mężczyzna o dosyć ciemnej jak na Japończyka karnacji upadł do tyłu, padając na dwóch swoich kolegów, których przygniótł masą swojego ciała. Podnosząc się z trudem, jedną ręką zakrył część swojej twarzy. Drugą natomiast wskazał Heiwajimę.

- B-Brać go! - Krzyknął ciemnoskóry, następnie schodząc z dwójki towarzyszy. Wysapał jeszcze coś niewyraźnie, chwiejąc się przy wstawaniu z podłogi.

Izaya usiadł po turecku na kanapie, beztrosko przyglądając się całej sytuacji. Shizuo zdążył już znokautować dwój mężczyzn, zabierając się za kolejnych głupców, którzy śmieli rzucić się na niego z pięściami. Kopniak z półobrotu i kolejny nieprzytomny przeciwnik leżał na ziemi. To wszystko śmieszyło Oriharę. Grupka facetów próbująca wygrać z niepokonaną bestią Ikebukuro. W dodatku mieli nadzieję, że może im się udać. Ha! Głupcy, odejdźcie póki możecie. Inaczej czeka was straszny los!

Nagle Izaya poczuł coś na skroni. Coś zimnego. Pistolet.

- Nie ruszaj się, ostrzegam!
Mężczyzna o kruczoczarnych włosach jedną ręką ujął prawy nadgarstek Orihary i unieruchomił go, przyciskając jego rękę do lewej łopatki. W drugiej dłoni trzymał pistolet, mierząc nim w skroń bruneta. Mimo oczywistego faktu, jakim było szaleństwo Izayi, w tej chwili nie był skory do chociażby uśmiechu. Tępe spojrzenie wbił w Shizuo, który także na niego spojrzał.

Z racji, iż obok blondyna jedyną wciąż przytomną osobą był otyły mężczyzna z lekkim zarostem na twarzy, Heiwajima jednym ruchem powalił go na ziemię, przy okazji wyjmując z kieszeni jego kamizelki srebrny pistolet. Teraz to on celował prosto w głowę czarnowłosego, a jego wyraz twarzy wyrażał agresję, lecz także można było w nim dostrzec nutkę.. niepokoju?

Ciszę, która nastała przerwał dźwięk strzału. Jeden, drugi. Huk padającego na ziemię człowieka. Głośny krzyk przepełniony bólem i goryczą.


----------------------------------------------------------------------------------------------

Serdecznie dziękuję za przeczytanie.. hm... już trzeciego rozdziału mojej skromnej Shizayi! Mam nadzieję, że choć rozdział przyszedł bardzo późno, bo miał być w sobotę, będzie się podobał. Kij, że znów jestem z niego niezadowolona XD 
A teraz małe ogłoszenie :v Z racji, że są wakacje, a ja niedawno się dowiedziałam, że są osoby, które mnie lubią i wyciągają mnie na spacery, przechadzki po mieście i tym podobne pierdoły, rozdziały będą pojawiały się nieregularnie. Postaram się pisać je mniej więcej co tydzień, ale nie obiecuję, że moja systematyczność (która nie istnieje) w końcu się ukarze i pokaże skutki wieloletniej nieobecności... Co ja pieprzę x'D Plox, niech ktoś mnie ratuje.
Ach, no i oczywiście zapraszam do komentowania! Hejty, nie-hejty, komentarze <3 Uwielbiam czytać wasze komy. Dają motywację i moc do działania♥ 
Kc mocno~

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 2 - "Nienawiść to pierwszy krok do Miłości"

Przez chwilę nastała cisza. Zbierające się w Shizuo emocje tylko czekały na odpowiednią chwilę, żeby pokazać się światu. Żyłka na skroni blondyna zaczęła niebezpiecznie pulsować, dając Kishitaniemu jasny znak, by się odsunął. Nieco spanikowana dziewczyna szybkim ruchem ręki wyciągnęła z rękawa smartfon i napisała na nim wiadomość "Dlaczego teraz, gdy jest tutaj Shizuo?! Idioto!", a po pokazaniu jej swojemu chłopakowi, ukuła go w między żebra swoim cieniem. Okularnik podskoczył z piskiem, łapiąc się za tułów.

- To nie moja wina! Umówiłem się z nim już wcześniej, nie wiedziałem, że Shizuo przyjdzie! - Jęknął z wyrzutem szatyn. - Chociaż tak naprawdę, to dobrze. Przyda wam się trochę odpoczynku od tych ciągłych walk, wiesz, Shizuo? - Na to pytanie oczy blondyna rozszerzyły się, a źrenica zwęrzyła do granic możliwości. Jeszcze trochę, a wybuchnie.

Nagle stało się coś, co dosłownie sparaliżowało Heiwajimę. Dźwięk dzwonka do drzwi. To on. Już tu jest. Apokalipsa nadchodzi. Marny jest nasz los.

Okularnik czym prędzej pospieszył na korytarz, zostawiając blondyna i Sturluson samych. Dziewczyna ujęła w dłoń swoją komórkę, po czym w mgnieniu oka napisała na niej wiadomość.

- [Shizuo, proszę, spokojnie. To naprawdę nic wielkiego! Wiem, że nienawidzisz Izayi, jednak Shinra naprawdę nie chciał źle! Błagam, opanuj się!] - Mężczyzna czytając to tylko westchnął cicho, wiedząc, że mimo wszystko Dullahan trochę przesadza. Przecież nie rozwaliłby im mieszkania tylko na widok znienawidzonego przez niego faceta... Prawda?

Kishitani wrócił do pokoju zadowolony, a za nim, jak gdyby nigdy nic, wszedł Orihara. A za nim Kadota. I Touma. I Erika. I Walker. Trzeba było przyznać, zebrała się całkiem ciekawa gromadka.

Ciemnowłosy informator wytrzeszczył oczy na widok mężczyzny w stroju barmana, jednak po chwili na jego twarzy znów zagościł tajemniczy, złośliwy uśmiech.

- Shizu-Chan~ Czyżbyś miał z nami pić? - Zapytał Orihara, a widząc zdenerwowanie wymalowane na twarzy Heiwajimy, jego uśmieszek się poszerzył, ukazując tym samym swoje śnieżnobiałe ząbki.

- A w życiu! Nie upiję się w obecności takiej wszy jak ty! - Warknął blondyn, powoli tracąc cierpliwość.

----------------------------------------------------------------------------------------------

- Bwuahahahaha~! - Roześmiał się na całe mieszkanie Shinra, nie mając mając do tego najmniejszego powodu. Oparł się o bark Kadoty, bełkocząc coś niezrozumiale. Cała ósemka, w tym dwaj wzajemni wrogowie, siedziała przy stole takim, jak w Rosyjskim Sushi i rozmawiała o różnych rzeczach, takich jak na przykład nowe anime hentai, samochody, autopsje i tym podobne. Jedynie dwaj chłopacy siedzieli naprzeciwko siebie, patrząc na siebie nieco zamglonym, acz i tak nienawistnym wzrokiem i tylko jeden niski, drewniany mebel powstrzymywał ich od wzajemnej kastracji. Nagle, jako jedyna jeszcze w miarę trzeźwa Erika odezwała się.

- Hej, ludzie! Mam pomysł~ Zagrajmy w butelkę! W końcu te szklane gówna do czegoś się przydadzą~! - Zaproponowała, a cała reszta chętnie się zgodziła. Wszyscy usiedli koło stołu, na podłodze formując się w nieco koślawy okrąg. Na środku położyli butelkę i zaczęli losować, kto jako pierwszy będzie miał zakręcić. Mimo, że wszyscy byli nieźle podpici, ich ruchy były całkiem normalne, jakby nie opróżnili razem tych 24 butelek piwa.

W końcu padło na Shinrę. Kishitani zakręcił butelką, którą na jego szczęście wylosował Celty. Z cienia Dullahan uformowało się serce, które następnie schowała pod kaskiem mającym służyć do pocałunku. Okularnik z przyjemnością pocałował zastępczą "głowę" Sturluson. Po niemałym śmiechu i paru gwizdach, w końcu butelką miał zakręcić Izaya. Wziął do ręki szklany przedmiot, zamyślił się chwilę, zastanawiając się nad czymś, po czym niepewnie zakręcił. Gdy bursztynowa butla się zatrzymała, w pokoju nastała cisza, a następnie po całym mieszkaniu, a może i bloku rozległ się pisk Kariawy.

- Iiiiiaaaa~! - Powtórzyła już nieco ciszej Erika, a jej twarz wyrażała więcej pozytywnych emocji, niż autorka mogła by napisać. - Izayaaa~! Kocham cię~! - Mimo, że dziewczyna emanowała szczęściem i podnieceniem, a reszta cicho chichotała, tej dwójce wcale nie było do śmiechu. Różowe od alkoholu policzki Orihary teraz przybrały odcień dojrzałego pomidora. Jednak jego policzki były ledwie różowawe. Musiał mieć naprawdę mocną głowę, że po takiej dawce alkoholu był jedynie lekko podpity, jednak i... spokojny?

Brunet spojrzał w oczy Heiwajimy, starając się dostrzec w nich jakiekolwiek emocje. Już otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak blondyn go ubiegł.

- Spierdalaj. - Słowo rozeszło się echem po pokoju, przy okazji wprawiając Oriharę w niemałe zakłopotanie. Kątem oka spojrzał na swoich przyjaciół, którzy z trudem powstrzymywali wybuch śmiechu. Jedyna Erika patrzyła na mężczyznę w stroju barmana zawiedzionym wzrokiem. Brunet uśmiechnął się szelmowsko, doskonale maskując swoje prawdziwe emocje. Co z tego, że wszyscy, łącznie z nim są upici? Nie odpuści, pomimo tego, że w tej chwili bardzo by chciał. W głowie przygotowywał już sobie tekst, którym mógłby dopiec Heiwajimie, jednak los chciał, że gdy tylko brunet otworzył usta, zamiast cokolwiek powiedzieć - ziewnął. Następnym jego ruchem było padnięcie plackiem do tyłu i momentalne zaśnięcie. Doprawdy, przekomiczne. Zasnąć jak gdyby nigdy nic, w dodatku tuż przed swoim największym wrogiem. Po pijaku.

Momentalnie całe towarzystwo padło na ziemię, wręcz tarzając się ze śmiechu, łącznie z Shizuo, któremu ze śmiechu polecała łezka. W końcu jednak po lekkim ogarnięciu się, pozostała siódemka grała jeszcze długo, długo, aż wszyscy nie skończyli tak jak Orihara.

----------------------------------------------------------------------------------------------


- IZAYA! - Orihara zerwał się do siadu, otwierając szeroko oczy. Rozejrzał się w około, a jego oczom ukazało się nieco zaniedbane, najwyraźniej po wczorajszej zabawie, mieszkanie Kishitaniego. Następny moment poświęcił na uświadomienie sobie, co wczoraj zrobił oraz kto go teraz obudził. Swoje spojrzenie utkwił w bursztynowych tęczówkach Shizuo, patrząc na niego, jakby był krwiożerczym potworem.


- Tsk... Shizu-Chan, naprawdę, mógłbyś być choć trochę delikatniejszy. - Stwierdził brunet, wstając z podłogi i rozglądając się wokół. Po szybkim przejrzeniu pokoju doszedł do wniosku, że gang Kadoty, który wczoraj zabrał się do Shinry razem z nim, wrócił już do miasta, zajmując się swoimi sprawami i w mieszkaniu poza właścicielami został tylko on i Heiwajima. Cóż, mówi się trudno.

Ignorując mordercze spojrzenie blondyna, Izaya wyszedł na korytarz, zdjął kurtkę z wieszaka i nałożył ją na siebie, rozkoszując się miękkością i ciepłem, które mu zapewniała. Zatrzymał się na chwilę, słysząc jakąś rozmowę w salonie, po której zobaczył Kishitaniego z jak zawsze przyjaznym uśmiechem wymalowanym na twarzy.

- Nie zostaniesz na śniadanie? - Zapytał okularnik, drapiąc się po głowie - Celty przygotowała omlety ryżowe. Kiedyś bardzo je lubiłeś~ - Brunet zaśmiał się cicho, kręcąc głową.

- Wybacz Shinra, może innym razem. Mam dzisiaj trochę roboty, a wieczorem chcę jeszcze odpocząć, dlatego muszę już iść. Miłego dnia~! - Oznajmił Orihara, w następnej chwili znikając za ciemnobrązowymi drzwiami. Pierwszy raz od dłuższego czasu, zamiast użyć windy, zszedł na dół schodami. Podczas schodzenia zaczął myśleć o wszystkim, co się wczoraj wydarzyło, a także o tym, jak bardzo dziwne to było i jak bardzo boli go teraz głowa. W dodatku ten dziwny sen... Westchnięcie bruneta rozniosło się echem po klatce schodowej po to, by chwilę później zagłuszył je trzask drzwi wejściowych do budynku. Izaya nawet nie myśląc o tym, że powinien iść do Shikiego, ruszył w stronę Shinjuku. Wbrew temu co mówił dla Shinry, nie ma zamiaru dziś robić zupełnie niczego, co wiązałoby się z ruchem. Teraz chciał po prostu wrócić do domu, zrobić sobie kubek mocnej, czarnej kawy, położyć się w łóżku i spędzić w nim cały dzień.

Starając się odpędzić od siebie myśli o długości drogi, którą ma jeszcze przed sobą i bólu głowy, zaczął myśleć o swoim śnie. Prawdopodobnie nigdy nie zwróciłby na niego uwagi, jednak był on wyjątkowo realistyczny i.. dziwny.


----------------------------------------------------------------------------------------------

Witam w 2 rozdziale "Nienawiść to pierwszy krok do Miłości" i gratuluję dojścia do końca :'D Z góry chciałabym przeprosić, że spóźniłam się z rozdziałem AŻ O 17 MINUT, no ale cóż, tak bywa. To.. Ekhem, może coś o rozdziale.
Na początku całkiem mi się podobał, jednak potem wszystko stało się takie sztuczne, że aż oczy bolą. Chyba, że to przez ten brak snu XD W każdym razie liczę, że kolejne rozdziały będą lepsze od tego~

Och, a tu prośba do was - komentarze~! Tak samo jak na starym blogu - proszę o komentarze! Hejty, nie-hejty, komentarze♥ Nie macie pojęcia, jak one motywują do dalszej pracy :'3

sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 1 - "Nienawiść to pierwszy krok do Miłości"

Ikebukuro.
Nawet  w porach wieczornych, w centrum dzielnicy aktywnych jest mnóstwo ludzi. Większość z nich to ludzie wracający do domu po ciężkim dniu pracy, jednak są też osoby nieletnie, zazwyczaj będące na jakimś grupowym wypadzie na miasto.

Tuż przed ciemną furgonetką zapaliło się czerwone światło uliczne, zatrzymując tym samym pojazd i wywołując u kierowcy reakcję typu "kurwa mać". Spora grupa ludzi ruszyła przed siebie, spokojnym krokiem przechodząc przez jezdnię. Między nimi szedł szczerze zadowolony brunet, uśmiechający się od ucha do ucha. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby brunetem nie był znany powrzechnie informator - Orihara Izaya. Kierowca auta szturchnął łokciem kolegę siedzącego obok.

- Ej, Kadota, czy to nie jest przypadkiem Izaya? - Zapytał z niepokojem w głosie. - Co, jeśli gdzieś w pobliżu jest Shizuo? Co będzie, jak zniszczy moje auto?! - Z każdą chwilą coraz bardziej panikować, jednak po chwili jęknął, podskakując na fotelu z zaskoczenia. Spojrzał przez ramię na dwójkę otaku, mierząc wzrokiem Erikę trzymającą w ręce zamkniętą mangę. Dziewczyna uśmiechnęła się przebiegle i cicho zaśmiała.

- Togusa-san, nie uważasz, że jeśli Izaya-san nie biegnie, to nie ucieka przed nikim? Skoro idzie spokojnie, niemożliwym jest, żeby Shizuo-san go gonił. Dlatego nie ma się czego bać. - Na słowa dziewczyny kierowca nieco się uspokoił. W sumie miała całkowitą rację. Jednak co w takim razie sprawiło, że Orihara pojawił się w Ikebukuro? O tym już jednak Saburo nie myślał, tylko czekał cierpliwie, aż zapali się zielone światło, pozwalające mu na dalszą jazdę jego ukochaną furgonetką. Kiedy światła przestały już ograniczać kierowców samochodów, długowłosy ruszył dalej, kierując się w stronę "Rosyjskiego Sushi", w którym wraz z resztą mają zamiar spędzić resztę wieczoru.

W tym samym czasie, w mieszkaniu tak zwanego "lekarza podziemia" odbywała się dosyć komiczna scena.
Shinra, zamknięty w czarnej kuli z cienia lewitował sobie nad ziemią i tylko kręcił głową - jedyną wolną częścią ciała, na boki, starając się wydostać z więzienia, jakie zafundowała mu jego dziewczyna, Celty, podczas gdy ona sama siedziała przy biurku i spokojnie pisała na chacie ze znajomymi z internetu. Prawdopodobnie to wszystko nigdy nie miałoby miejsca, gdyby Kishitani nie zaczął pisać na chacie o tym, jaką to wspaniałą osobą jest jego ukochana dziewczyna. Cóż, takie życie.

Nagle zadzwonił dzwonek, dzięki któremu Celty wypuściła swojego chłopaka z kuli  i gestem ręki pokazała, żeby otworzył drzwi. Kishitani tylko westchnął, masując obolały kark i wyszedł na korytarz, podchodząc do drzwi. Następnie zerknął przez wizjer, któż to taki zawitał do niego o takiej porze, a widząc na klatce schodowej krwawiącego Shizuo, szybko otworzył drzwi i wpuścił blondyna do środka. Ten nawet nie czekał na zaproszenie do środka, tylko wszedł do salonu, przywitał się z bezgłową przyjaciółką i rozsiadł się wygodnie na kanapie. Już po chwili klękał przy nim szatyn z apteczką i zszywał mu ranę na udzie.

- Znów walczyłeś z Izayą, mam rację? - Padło pytanie z ust Shinry, jednak Heiwajima tylko westchnął.

- Nie, potknąłem się i upadłem na stłuczone szkło... - Mruknął niechętnie, a widząc zdziwioną minę kolegi, dodał - I czegoś taki zdziwiony? Każdy czasem się potyka. - W odpowiedzi otrzymał jedynie delikatny uśmiech lekarza, który jakby go uspokoił. Nie zastanawiając się dalej nad jego reakcjami, zwrócił głowę w stronę Sturluson. - Oi, Celty. Znowu siedzisz na tym chacie? - Zapytał, starając się nawiązać kontakt z przyjaciółką. Ta szybko wyjęła swojego smartfona i napisała na nim, że uważa ten chat za coś świetnego i lubi tam pisać z innymi. Napisaniu tego, zamiast pokazać to blondynowi, szybko napisała coś na laptopie, po czym wyłączyła go. Podeszła do chłopaków, siadając koło nich na kanapie i dopiero, po ułożeniu się wygodnie na meblu, pokazała Heiwajimie napisany przez nią tekst. Gdy chłopak go przeczytał, Dullahan dopisała jeszcze, że czuje się dobrze, gdy nie tylko ona porozumiewa się z resztą przy pomocy elektronicznych urządzeń. Na te słowa blondyn wraz z szatynem uśmiechnęli się łagodnie.

Gdyby tak chwilę pomyśleć, to wszystko jest naprawdę wspaniałe. Normalni ludzie na sam widok bezgłowej kobiety w czarnym kombinezonie byliby przerażeni. Jednak ta dwójka, która wraz ze słynnym Bezgłowym Jeźdźcem siedziała w salonie i rozmawiała z nim, jak gdyby to była normalna osoba, jakby nie była inna. Cóż, może i Shinra poznał dziewczynę będąc jeszcze dzieckiem, dzięki czemu był nią bardziej zafascynowany, niż przerażony, ale co z Shizuo? On z pozoru był przecież zwykłym człowiekiem, obywatelem Tokio, mieszkańcem dzielnicy zwanej Ikebukuro. Cóż... No właśnie, z pozoru. Przez jego nienaturalną siłę ludzie się go boją i raczej nie uważają za człowieka, a już prędzej za potwora. Ale co oni mogą wiedzieć? Przecież go nie znają. Wiedzą jedynie, że nazywa się Heiwajima Shizuo i posiada nienaturalnie wielką siłę. Nie wiedzą, jaki jest naprawdę. Oni dla niego też byli jedynie nieznajomymi. To Shinra jako pierwszy się z nim zaprzyjaźnił, wiedząc już o jego "mocy". Po nim była Celty. To właśnie dzięki niej poczuł, że nie jest sam. Poczuł, że jest na świecie ktoś jeszcze o niezwykłych umiejętnościach. Naprawdę się cieszył i wiedział, że obaj potrzebowali swojego wzajemnego zrozumienia oraz wsparcia, a los chciał, że nawzajem wyjątkowo mocno się ze sobą zżyli.

Lekarz odetchnął z ulgą, odsuwając się kawałek od nogi swojego pacjenta i uśmiechnął się szeroko z zadowoleniem.

- Skończyłem. - Oznajmił, pakując rzeczy do apteczki. Blondwłosy mężczyzna nie ruszał się z miejsca do momentu, w którym okularnik wyszedł z pokoju, aby odstawić śnieżnobiałą walizkę do pomieszczenia, w pewnym sensie zwanego pracownią. Gdy tylko Kishitani opuścił pokój, Heiwajima wstał z kanapy i przeszedł się wokół pokoju, sprawdzając robotę swojego kolegi. Oczywiście ufał mu - to był po prostu jego mały nawyk. Celty odwróciła się w jego stronę nieco zaciekawiona, jednak chwilę później przypomniała sobie o zwyczaju swojego kolegi i jedyne co zrobiła, to rozłożyła się wygodniej na kanapie. W następnej chwili przyjaciele we dwójkę oglądali film o ninjy-wampirze, którego główną rolę grał brat Shizuo, Kasuka. Trzeba było przyznać, że był naprawdę świetnym aktorem.

Gdy w progu do salonu stanął Shinra i zobaczył, jak jego przyjaciel wraz z Celty oglądają film fantastyczno-romantyczny, siedząc niebezpiecznie blisko siebie, nie mógł tak po prostu tego zostawić. Już miał dosyć głośno chrząknąć, jednak przez nagłe zadzwonienie telefonu to, co wydał z siebie szatyn bardziej przypominało kaszlnięcie, niż chrząknięcie. Dlatego też westchnąwszy, wyjął telefon z kieszeni, nacisnął zieloną słuchawkę na ekranie i przyłożył urządzenie do ucha. Przez chwilę jedynie potakiwał z lekkim zaskoczeniem, po czym zakończył rozmowę wesołym oznajmieniem "W takim razie czekam na ciebie z niecierpliwością~" i rozłączył się. Następnie dosiadł się do niemało zdziwionych przyjaciół, patrząc na nich z bananem na twarzy.

- Z kim gadałeś? - Zapytał w końcu Heiwajima, unosząc brwi lekko do góry.

- Z Izayą. Przyjdzie tu za chwilę. - Odpowiedział radośnie czterooki.

----------------------------------------------------------------------------------------------

Witam serdecznie w pierwszym rozdziale mojego skromnego opowiadania pt. "Nienawiść to pierwszy krok do miłości"~! To chyba pierwszy raz, gdy będę miała do czynienia z Shizayą, a i tak zaczynam od rozdziałowego opowiadania. Nic, tylko pogratulować mi odwagi :v No, ale nieważne.
Bardzo się cieszę, że dotrwaliście do końca rozdziału i mam wielką nadzieję, że wam się spodobał :D

Jeśli macie jakieś uwagi, napiszcie o nich w komentarzu~